~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
„ So
now, kochane szare komóreczki,
wydedukujcie
mi,
who
the fuck is John?!?
And
why jestem zazdrosna teraz??”
No
właśnie, kim do ciężkiej cholery jest John?
-Kim
jest John?- pytam po chwile mało błyskotliwie.
Na
twarzy mojego (przystojnego) współlokatora, widzę
konsternacje, złość i ... wstyd?
-Nikt
ważny, naprawdę... - odpowiada zmieszany, nadal patrząc na
zdjęcie.
-Sherlock.
- mówię poważnie i stanowczo (wow czyżby uderzenie w głowie
przyniosło jakiejś pozytywne skutki?) - Kim jest John?
Bliżej
niezidentyfikowana nutka w moim głosie kazała mu spojrzeć na
mnie. Patrzę na niego stanowczo i zimno, a on wzdycha.
Sherlock
pokazał mi zdjęcie, na którym ciemnowłosy loczkowaty
mężczyzna spał w najlepsze. Wyglądał na około 22 lat, lekki
zarost i kuszące usta ułożone w półuśmieszek, obiecują
kłopoty i niesamowite przygody, gęste rzęsy skrywają ciekawskie
oczy.
Dziwne
jest to że wydawał się znajomy.
Nie
sądziłam że uzyskam odpowiedz, Ale i tak poczułam lekkie ukłucie
w sobie.
Co
to było?
Później
się nad tym zastanowisz, kiedy już zrobisz coś ze wstrząśnieniem
mózgu.
Cholera
niedobrze mi.
Ok
plan B - spojrzenie zbitego szczeniaczka.
Jednak
zanim udaje mi się go wcielić w życie Sherlock wstaje, oddaje
telefon właścicielce i patrząc na mnie uważnie (kolana mi
miękną – super).
-Wstawaj,
idziemy do domu. Musimy znaleźć list.
Ostrożnie
wstaję na nogi, ale świat wiruje mi przed oczami. Bynajmniej nie
przez galaretkowe kolana.
Woooow
tak muszą się czuć ubrania w pralce.
Sherlock
łapie mnie szybko za łokieć co skutkuje głośnym krzykiem bólu
z mojej strony.
-Nienawidzę
cię - mówię tuląc się do niego. Wtedy pralkowe wirowanie
ustaje, A podły gad śmieje się ze mnie.
-To
kwestia czasu, moja droga. Za parę tygodni będziesz mnie wprost
uwielbiać jak reszta.
-Może
i tak, ale i tak herbatki ci więcej nie zrobię.- mówię
zła. Zachowuje się jak dziecko, ale mam to gdzieś, jestem
poszkodowana, najprawdopodobniej mam wstrząśnienie mózgu i
krwawie. Sherlock odwraca się do mnie placami.
-Wskakuj.-mówi.
-Coo...?-
jestem oszołomiona
-No
wskakuj na plecy.
-Co...
Nieeee nie niee.– mówię głośno. Nie chcę wejść na jego
plecy, nie chcę być tak blisko niego. Mam takie dziwactwo że
potrzebuje czasu aby przyzwyczaić się do dotyku ludzi. Nie mówiąc
już o przystojnych ludziach z super mózgiem.
-No
wskakuj nie ugryzę cię. A sama nie dasz radę zejść.
Chwilę
się wahała. Ale przecież nic mi się nie może stać. Skoczyłam i
teraz Sherlock nosił mnie na barana. Śmieje się. To trochę
komiczne.
-Cześć
Nessie! Dzięki za wszystko.-mówię kiedy Holmes kieruje się
w stronę drzwi.
-Nie
ma za co...
-Ana,
Anastasia, przepraszam że się nie przedstawiłam.- krzyknęłam,
jesteśmy już na schodach a ja czuję się jak pijana. Dziwne
wstrząśnienie mózgu.
-Cześć!
Trzymajcie się i odwiedźcie mnie czasem! -zawołała za nami
dziewczyna.
Ciemne
loczki Sherlocka przyjemnie łaskoczą mi twarz. Jego włosy pachną
jak świeże listki mięty. Głęboko wciągam powietrze rozkosztując
się zapachem, opieram się wygodnie o mężczyznę. Właśnie
schodzimy po schodach.
-Powiesz
mi kim jest John?- zapytałam po chwili cichym szeptem prosto do jego
ucha. Lekko zadrżał, ale udałam że nie zwróciłam na to
uwagi.
-Nie.
-Proooszę
-Nie.
-Ok
to powiem co wydedukowała a ty potwierdzisz czy mam racje.-
powiedziałam zmieniając strategie.
-Nie
gwarantuję że odpowiem- rzekł z lekkim uśmiechem, ale ja już go
nie słuchałam.
-Po
twojej reakcji wywnioskuje że jest ktoś tobie bliski. Bardzo bliski
bo zobaczyłam złość na twojej twarzy oraz rozczarowanie. Taki
uczucia najczęściej czujemy kiedy nas zawiedzie ktoś bliski. To
twój bliski przyjaciel.- patrzyłam uważnie cały czas na
jego twarz na tyle ile pozwalała mi pozycja wieszaka przyczepionego
do pleców. Ale lata praktyki nauczyły mi że trzeba też
uważać na postawę ciała . - A może to twój chłopak? A
może kochanek? Wiesz nie mam nic do gejów. Lubię gejów,
są sympatyczni, znałam nawet kilka kolegów z pracy którzy
byli gejami- spoko faceci. Więc jeśli jesteś gejem – no problem
koleś. - gadałam jak najęta. Nie wiem dlaczego. Cholera to przez
to wstrząśnienie mózgu, muszę jak najszybciej udać się do
szpitala.
Sherlock
tymczasem śmieje się serdecznie, a ja czułam wibracje jego śmiechu
w żebra. Łaskoczące uczucie. Też się śmieję.
-Nie
nie jest moim chłopakiem. Nie mam nikogo aktualnie.
-A
to świetnie! Znaczy ... -i nagle mnie olśniło. Jak mogłam to
przegapić? To było takie oczywiste... stąd ten wstyd.
-O
mój Boże, John to twój brat!- powiedziałam odrywając
się od niego, kiedy czuję jak jego ciało sztywnieje- zgadłam.
Ale
brawo Ana, popełniłaś kolejny duży błąd.
Lecę
prosto pupą na podłodze. Nie dając brunetowi szans na uratowanie
mnie.
Ał.
-Cholera.
Nic ci nie jest Anastasio?- zapytał zatroskany
Wow.
Pierwszy raz wypowiedział moje imię, gdyby nie to że mam łzy w
oczach pewnie bym się do niego uśmiechnęłam.
-Sheerlock
zawieź mnie do szpitala- jęczę zwijając się w kłębek z bólu,
na podłodze. Widziałam wszystko na czerwono... a może to był
tylko korytarz burdelu?
Tak
to tylko korytarz.
-Nie
nie jedziemy do szpitala, ja się tobą zaopiekuje.
-Nieee,
ja chcę do szpitala
-Ciii,
już jedziemy do domu. Mam przyjaciela lekarza, pomoże ci- wyszeptał
kojąco biorą mnie na rękach.
Nagle
jego telefon zadzwonił.
-Sherlock
Holmes... Witaj John, dobrze że dzwonisz, mieliśmy tu mały
wypadek, przyjedź jak najszybciej na Baker Street... Mary też weź
ze sobą, jak nie może zostać sama!... Nic poważnego, tylko
wstrząśnienie mózgu, krwotok i paręnaście siniaków.-
słysząc te słowa fuknęłam oburzona. Tylko.
-
Nie nie ja. Moja współlokatorka... Tak dobrze usłyszałeś
KOBIETA... nie, nie dzwonił jeszcze Kevin... Greg? Jaki Greg? Ach
Greg nie Kevin... tak postaram się zapamiętać... a ty rusz swoje
szanowne 4 litery! - powiedział zamykając telefon.
-Twój
chłopak?- zapytałam słabo.
-Nie
przyjaciel lekarz. A Greg to inspektor, z którym
współpracuje.
-Aha...
-szepnęłam zamykając oczy. Sherlock już przywoływał taksówkę.
-Wiesz,
w takim stanie wychodzić z domu publicznego, można by pomyśleć że
mamy jakiejś spaczone fantazje erotyczne. Dokładnie ta pani
naprzeciwko tak myśli.- mówi wskazując ruchem głowy starszą
kobietę po drugiej strony ulicy.
Pojazd
zatrzymał się przed nimi i Sherlock ze mną na rękach siadł
wygodnie każąc taksówkarzowi się śpieszyć.
-Śmieszne,
w końcu jesteś gejem.- powiedziałam z lekkim uśmiechem,
zasypiałam już, wygodnie mi było w jego ramionach.
-Ej
nie zasypiaj. Bo będę zmuszony cię uderzyć a wtedy ta pani już
zadzwoni po policje. Jeszcze nas obserwuje.
-Wtedy
przyjedzie twój chłopak i będziesz szczęśliwy-
powiedziałam. Ta myśl o orientacji seksualnej mojego współlokatora
nie dawała mi spokoju. Jakby wzięła krzesło i siadała w mojej
głowie.
-Wyjaśnij
sobie coś- rzekł po chwili cicho. - Nie jestem ani gejem ani bi.
Nie mam „chłopaka” ani „dziewczyny”. Sentymenty to tylko
reakcje chemiczne, a chemia jest banalnie prosta. Uodporniłem się
na tego typu rzeczy.
-Pogadamy
kiedy nie będę miała ochotę zwymiotować na ciebie.
Tymczasem
taksówka pędziła przez ulice Londynu, zostawiając za sobą
domy i ludzi. W momencie kiedy zatrzymała się na Baker Street 221B.
Zasnęłam mając przed sobą jego śliczne oczy błękitno- zielone.
Szkoda
że na mnie krzyczał żebym nie zasypiała.